ZIMOWO DOMBAJKOWO – cz. 4

Były książki o zimie i z zadaniami na zimowy czas. Przed nami Mikołajki, a potem prosta droga ku Świętom Bożego Narodzenia, zatem nie może tutaj zabraknąć motywów związanymi z celebrowaniem tego najbardziej magicznego i rodzinnego czasu. Tytułów jest sporo, te, które wybrałyśmy są nie tylko pachnące przyprawami korzennymi i rozświetlające od blasku świec, dają przede wszystkim otuchę. By mieć szczere otwarte serce, a wtedy wydarzyć się może Cud.

gc485ska-zuzia-i-pierwsza-gwiazdka.jpg

Petr Horacek
Gąska Zuzia i pierwsza gwiazdka
wyd. Babaryba

Opublikowana kilka lat temu niezwykle malarskiej urody książka obrazkowa z niewielką ilością tekstu (za to równolegle w języku polskim i angielskim), to dobry początek na czytanki przedgwiazdkowe. Historia bohaterskiej Gąski Zuzi rozpoczyna i kończy się wśród jej przyjaciół z zagrody – innych gęsi, krowy, świnki i osiołka. W chwili, gdy choinka w pełnej krasie staje nieopodal ich „mieszkania” wszyscy zauważają brak ozdoby na czubku świątecznego drzewka, a ponieważ na niebie wysoko goreje migocząca gwiazda Zuzia podejmuje decyzję o samotnej wędrówce i próbie ściągnięcia jej z nieba prosto na zieloną gałązkę.

Opowieść ma w sobie coś z dawnych poematów rycerskich, niezłomna Zuzia pokonuje kolejne przeszkody i nie zraża się porażką. Do momentu, gdy wśród szalejącej zamieci gubi drogę i dotkliwie zaczyna odczuwać swoją samotność. Nie na długo, bowiem z daleka nawołują ją zatroskani przyjaciele, dzięki którym odnajdzie drogę do domu. A gwiazda? Cóż, ona także ma do odegrania rolę w tej historii.

Czupieńki. GwiazdkaGerard Moncomble, Paweł Pawlak
Czupieńki. Gwiazdka
wyd. Media Rodzina

Są takie książki, do których wraca się po wielokroć, niezależnie od wieku dzieci. Takie, przy których wilgotnieją oczy, bo magia zawarta w prostej opowieści porusza najdelikatniejsze struny, tak zresztą wrażliwe o tej porze roku.

Czupieńkom – małym krasnalom (skrzatom?) w spiczastych kapeluszach dobrze się żyje w otulonym śniegiem lesie. Zgromadziły zapasy pokrzepidełka na zimę, przy piecyku leży solidna sterta drewna, przy łóżku kojąca lektura. W tą wymarzoną zimową scenerię wkracza nowy bohater, maleńka gwiazdka, która spadła z nieba. Z minuty na minutę traci siły i blask, a zatroskane Czupieńki załamują ręce, gdy wymyślane przez nich sposoby nie pomagają. Właśnie w tedy lekarstwo znajduje najmniejszy z nich, Tycipieniek, który jak się okazało ma największe serce i ramiona idealne do wtulania się.

Także i w tej historii, fantastycznie zilustrowanej przez Pawła Pawlaka, gwiazda nie jest li i jedynie ozdobą nieba. Finał jest bardzo wzruszający. I nieco wywrotowy. Cóż bowiem by nam pozostało, gdyby nie gorące serce Tycipieńka?

Zima Toli okładka

Anna Włodarkiewicz, Aleksandra Krzanowska
Zima Toli
wyd. Zielona Sowa

„Zima Toli” to czwarty tom opowiadań Anny Włodarkiewicz, wcześniej wydawnictwo Zielona Sowa opublikowało już trzy części poświęcone pozostałym porom roku. Dzięki temu wraz z małą, rezolutną kilkuletnią Tolą, bohaterką nieco inną od Basi, bardziej obserwującą i poetycką, możemy być świadkami spektaklu, który serwują nam kolejne etapu ewolucji przyrody.

W tomie zimowym nie braknie, a jakże, wątków Bożonarodzeniowych – rodzina, niedawno powiększona o maleńkiego chłopca – kuzyna Mikołaja, syna cioci Zochy i wujka Ziemka, spotyka się przy wigilijnym stole. W cieple domowej atmosfery Tola odkrywa, że przyjemniejsze od otrzymywania prezentów jest obserwowanie radości, jaką wywołują u najbliższych. Pozostałe opowiadania koncentrują się na szerokim spektrum doświadczeń, które przynosi zima – oto mama, najdzielniejsza z dzielnych, zostaje uziemiona w łóżku przez grypę. Oczekiwanie na wspólne wyjście na łyżwy zdaje się nie mieć końca, za to dbanie o osobę, która zazwyczaj dba o innych daje poczucie odpowiedzialności. W finale wątek nadchodzącej wiosny, zrzucania grubych kurtek i wdychanie orzeźwiającego powietrza.

Opowiadania zilustrowała Aleksandra Krzanowska, wybierając ciepły blask stonowanych kolorów oraz delikatny rysunek, tak się przyjemniej robi na sercu po lekturze tej książki.

Boże Narodzenie w Bullerbyn okładka

Astrid Lindgren, Ilon Wikland
Boże Narodzenie w Bullerbyn
Z tomu „Dzieci z Bullerbyn” lub „Bullerbyn. Trzy opowiadania”
Wyd. Zakamarki

Prostolinijne i szczere opowiadanie Lisy o zwyczajach panujących w najsłynniejszej z maleńkich osad, bo składającej się tylko z trzech zagród – Północnej, Środkowej i Południowej. Trzy skromne wigilie, lecz wspólne do nich przygotowania przynoszą dzieciom tyle szczęścia, ile same święta. Bullerbyn to jakby jedna wielka rodzina, w której malutka Kerstin, siostra Ollego cieszy się względami siostrzyczki wszystkich małych mieszkańców, a prawie nic nie widzący dziadziuś Britty i Anny zyskuje więcej
oddanych wnuków.

Okazuje się, że dla dzieci każdy szczegół jest ważny, „mama może nie zdążyć ze wszystkim. A wtedy to nie będzie prawdziwe Boże Narodzenie” – z takim niepokojem w wieczór przed wigilią kładzie się spać Lisa. Wystarczy jednak, że gdy się przebudzi, zobaczy widok zapalonego kominka i jaśniejącej choinki – i wszystko okazuje się być „takie cudowne”. Historia z Bullerbyn przypomina, że równie ważne co radosne podniecenie przed odkryciem niespodzianek-prezentów są dla dzieci, a zapewne i wielu dorosłych, stałe, przekształcające się w tradycje rodzinne, obyczaje i rekwizyty świąteczne. Odwiedziny sąsiadów z drobnymi prezentami, życzeniami i ciekawością, jak też u nich odmalowują się święta. Ceremoniały z ustalonym porządkiem – przy kaszy należy powiedzieć cos do rymu, w dużym pokoju wysłuchać opowieści o malutkim Jezusku, zaśpiewać „Cichą noc”, tańczyć wokół choinki. Po przeczytaniu tej historii, jak zresztą każdego rozdziału o Bullerbyn, chce się wytyczyć własną osadę, choćby na jedno Boże Narodzenie.

wigilia-mamy-mu-i-pana-wrony.jpg

Jujja Wieslander, Sven Nordqvist
Wigilia Mamy Mu i Pana Wrony
Wyd. Zakamarki

Pan Wrona, bohater cyklu, którego gwiazdą jest krowa Mama Mu, przed świętami przypomina może nie dikensowskiego Ebenezera Scrooge’a, ale jest mu swym sceptycyzmem wobec magii świąt bardzo bliski. Gdy jego przyjaciółka (choć nie jest to
przyjaźń ani łatwa, ani oczywista) dzień przed wigilią w swej ciepłej oborze podskakuje, by następnego dnia gospodarz dostał miast mleka śmietankę, specjalista od pióropleksji wpada w panikę, że nie zdąży przygotować sam dla siebie prezentu („inaczej nic nigdy bym nie dostał!”).

Jest to przedziwna gra pozorów: nie dość, że rezygnuje z efektu niespodzianki, którą w naszym kraju potęguje się jeszcze pozaludzkim działaniem Mikołaja, to pakuje sam w różne papierzyska rzeczy zupełnie nieparadne, jak znaleziony w swojskim bałaganie jeden klocek lego czy kawałek kiełbaski… Siła obdarowywania okazuje się wszakże tak potężna, że nadawca i odbiorca w jednym wstaje w nocy, by gorączkowo rozpakować wszystkie „prezenty”.

Gdy rano przybywa do cieszącej się choinką Mamy Mu, smutny stwierdza, że dla niego – jest już po świętach. Rzecz jasna, historia skończy się zupełnie inaczej, i dzięki Mu ptak przeżyje prawdziwie wigilijne chwile, takie, które pamięta się jako pełne ciepła, światła i niedowierzania. Prezent od krowy będzie spektakularny, a jednak nie bardzo wymierny. Doczeka się dobrego gestu, doczeka się też wrażenia tego, co trudno opisać – harmonii, poczucia bezpieczeństwa, bliskiej więzi. Wszystkiego Dobrego!

goc59bcie-na-boc5bcc499-narodzenie.jpg

Sven Nordqvist
Goście na Boże Narodzenie
Wyd. Media Rodzina

Jedna z najpiękniejszych współczesnych opowieści o przygotowaniach do Bożego Narodzenia oraz samej Wigilii. Żeby było pięknie, nie zawsze musi być łatwo, a że jest to część serii o dziejach przyjaźni szwedzkiego staruszka Pettsona i jego kota, mówiącego, nicponiowatego Findusa, fabuła będzie i do śmiechu, i do łez wzruszenia i radości. Mróz wreszcie zelżał, i można ruszyć z zagrody – czas najwyższy! – po świąteczne zakupy. Odśnieżyć przejście, wybrać do lasu po upatrzoną choinkę. Niestety, sanki trafiają na ukryty pod białą pierzyną głaz, i gderliwa natura Pettsona może ukazać się nam w pełnej swej krasie. Findus reprezentuje tu wszelkie niecierpliwe, oczekujące z wielka nadzieją na świąteczne cuda, dzieci, jego pan zaś – pełną gamę przywar przypisywanych starości.

Zrozpaczony kot nie potrafi pogodzić się z tym, że z powodu kontuzji ŻADNYCH świąt nie będzie (czyli – ich widocznych znaków: choinki, ozdób, pierników ani marynowanego suszonego dorsza). Na święta są wszakże święcie-magiczne sposoby, i nie ma mowy o żadnej beznadziei: choinkę można zrobić i z kijka, ozdoby z kolorowych drobiazgów (np. z termometra, łyżeczki do herbaty czy lampki do roweru). Nic więcej mieć nie trzeba – prócz życzliwych sąsiadów, którzy nieproszeni odwiedzają kontuzjowanego, zmarzniętego i głodnego Pettsona z obrażonym i smutnym kotem, przynosząc najrozmaitsze specjały z własnych świątecznych domów.

Takiego odświętnego stołu Findus nie widział jeszcze nigdy; wcale nie zawsze święta muszą zapowiadać się magicznie by cudem się okazały. Do tego – jedyne w swoim rodzaju ilustracje, niosące wszystko co w tej historii najlepsze.

Frida Nilsson
Prezent dla Cebulki
Wyd. Zakamarki

W tym roku pojawił się już drugi nakład niezwyczajnej opowieści o zwyczajnym chłopcu i jego marzeniach; zerknijcie w inne internety, ileż jest czułych wpisów o Cebulce! Cebulka nie jest dziewczynką (podobnie jak nieznośny Rybka z opowiadania
Małgorzaty Musierowicz). Ma zapracowaną mamę, która dość kiepsko zarabia pisząc artykuły, marzenie o rowerze, takim jak mają choćby inni koledzy z klasy (uwaga: w sposób jawny za prezent pod choinkę w tej historii odpowiada mama), oraz jeszcze
większe, największe, najdawniejsze – marzenie o tacie. Tata Stiga, zwanego Cebulką, nie zginął, uwaga, mama chłopca poznała go w Sztokholmie na koncercie, i potem już nie miała ochoty go szukać. Mama pamięta tylko, że miał na imię Joppe i mieszkał na
jakiejś długiej ulicy.

Prezent dla Cebulki nie jest żadną miarą opowieścią z pogranicza publicystyki, skąd. Jednak swą siłę zawdzięcza z pewnością przenikliwości wielokrotnie nagradzanej za swoje książki szwedzkiej autorki (ur. 1979 r.) w ukazywaniu źródeł, procesów narastania i uśmierzania takich uczuć jak wstyd, samotność, tęsknota, zazdrość, rozpacz i bezradność.

Historia, jak na prawdziwą sztukę przystało, nie zdradza swoich kart również przed rodzicami, kończy się może nie tak idealnie jak w Sztuczkach, filmie Andrzeja Jakimowskiego, ale równie, moim zdaniem, mocno i wyzwalająco. Tekst idzie w parze ze świetnymi ilustracjami, a kto ma cierpliwość, może go dawkować rozdziałami zgodnie z kalendarzem adwentu – od pierwszego grudnia aż do Świąt. Ale nie znam nikogo, komu by się udało.

Basia i Maria

ZIMOWO DOMBAJKOWO – cz. 4

ZIMOWO DOMBAJKOWO – CZ. 3

Dla siostry i braci zimowy plakacik
śnieg….

Kontynuujemy wątek zimowy, lodowy, śnieżny, i arcyprzyjemny. Będzie i troszkę baśniowo, na pewno nieco magicznie, wesoło i w wielu odcieniach bieli.

zimowa-przygoda-ollego.jpg

Elsa Beskow
Zimowa wyprawa Ollego
Wyd. Zakamarki

Klasyczna pozycja literatury dziecięcej z 1907 r., jednej z najbardziej znanych szwedzkich autorek, dla wszystkich, którzy chcą ujrzeć i poczuć prawdziwą zimę w klimacie retro. Olle nie ma prawdziwych nart (tylko takie, wiecie, zrobione przez parobka). Kiedy na szóste urodziny dostaje od ojca porządną parę desek, i wreszcie, wreszcie śnieg uczciwie pokrywa zmarzniętą ziemię, z dwiema kanapkami w kieszeniach palta rusza z nimi do lasu. I tu zaczyna się dziać prawdziwa magia, z której czynienia znana jest Elsa Beskow – w figlarno-poważnym nastroju chłopiec spotyka prawdziwie baśniowe postaci, a każda z nich pełni ważką funkcję w sprawianiu władzy nad siłami przyrody.

Zima jest prawdziwie przedwojenna, szwedzka, skrząca śniegiem i słoneczna, spersonifikowany Wuj Mróz, dumny z chłopca, który nie wzdraga się przed szczypiącym w policzki mrozem, prowadzi go do Króla Zimy. Po drodze mijają uosobienie pory roztopów – kichającą, zakapturzoną Ciotkę Odwilż, pod której gumiakami pluska niknący śnieg. Rozeźlony Wuj przegania „gorliwą babę”, życząc sobie, by wreszcie nauczyła się przychodzić w porę, gdy ma pomagać wiośnie. Tymczasem kolejne pełne niedzisiejszego uroku ilustracje pokazują czym naprawdę zajmują się mieszkańcy śnieżnej twierdzy Króla Zimy – malutcy Lapończycy, staruszkowie, dziewczęta i chłopcy. Muszą spieszyć się ze swą robotą przed Bożym Narodzeniem, wszakże dzieła, które powstają w Zamku służą wyłącznie wspólnej radości i zabawie w pięknej, zimowej odsłonie przyrody.

O tym, jak ważne jest to, co związane z naturą, ale i wyczucie czasu, przeczytacie w wydanej z wielkim pietyzmem, magicznej, dziarskiej i zabawnej historii z przed ponad 100 lat.

Przygoda Marlenki.JPG

Sybille von Olfers
Przygoda Marlenki
wyd. Przygotowalnia

Marlenka to także postać stworzona na początku XX wieku, co widać nie tylko w treści książki (cóż, dzieci bywały drzewiej bardziej samodzielne, jak chociażby wspomniany Olle, który sam rusza na nartach do lasu), ale przede wszystkim w pięknej secesyjnej formie ilustracji.

Sybille von Olfers, autorka zarówno strof, jak i rysunków, otwiera przed nami świat zimowej magii i baśni, mała dziewczynka skuszona przez spadające z nieba, niczym cherubiny, białe spersonifikowane śnieżynki wsiada na srebrne sanie i rusza prosto do pałacu Królowej Zimy. Tam, w lodowych komnatach czekają ją niezwykłe przygody, bowiem królewska córka, jedynaczka, obchodzi właśnie urodziny. Są więc suto zastawione stoły i lokaje-bałwany, są tańce na lodzie i inne cuda. Marlenkę, zmęczoną od atrakcji i z policzkami zaróżowionymi od mrozu bałwan Johann odwozi do domu wprost w ramiona stęsknionej mamy.

Warto prześledzić ilustracje w tej książce, Olfers z wyczuciem i delikatnością prowadzi płynną secesyjną linię, każdy rysunek okalając zdobną ramą z przebiśniegów. Czerwony kubraczek Marlenki jest mocnym akcentem kolorystycznym na tle wariacji na temat bieli i błękitów, dużo tu wdzięku i poezji.

Skrzat nie śpi.jpg

Astrid Lindgren, Kitty Crowther
Skrzat nie śpi
Wyd. Zakamarki

Kolejna klasyczna propozycja z krainy zimy – Szwecji, opowieść – parafraza wiersza z 1881 r., której, ku radości dzieci i ich rodziców dokonała niezastąpiona Astrid Lindgren.

Jest to jest bajka o harmonii, poczuciu sytości i bezpieczeństwa w mroźną i ciemną zimową noc. O tym, że jest ktoś, kto dba o porządek i dobrostan zwierząt w przysypanych śniegiem zagrodach. Poetycką prozą, drobnymi krokami ścieżki w obejściu cichoszepcze do zwierząt w języku, które tylko one rozumieją, bierze na kolana, gładzi, ale przede wszystkim uspokaja przekonując o czymś, o czym doskonale wie, ponieważ jest stary, bardzo stary.

Niejedną zimę widziałem, każda minęła, niejedno lato
widziałem, każde minęło, wkrótce przylecą jaskółki.

Dzięki klasycznemu tekstowi, ale też niezwykłym, oddającym klimat zagubionej gdzieś w bezczasie starej zagrody, a powstałym współcześnie, ilustracjom, możemy wspólnie z dziećmi ukołysać się w cieple płynącym z czyjejś troski o śpiących, o tych, którzy o nic nie proszą. Prosta historia o uśpionym świecie, nieco melancholijna i tajemnicza, taka, o jakie dziś naprawdę trudno. Warto przeczytać, żeby samemu się sprawdzić, na ile sami jesteśmy bliscy niecyfrowemu światu. Dobrze jest żyć w takim świecie, w którym ktoś opowiada o skrzacie, którego ludzie nigdy nie widują, ale wiedzą, że jest.

spc3b3jrz-madika.jpg

Astrid Lindgren, Ilon Wikland
Patrz, Madika, pada śnieg!
Wyd. Zakamarki

Mało które zjawiska przynoszą tyle radości, co śnieg. Biały, miękki, otulający przestrzeń, to dzięki niem świat prezentuje się zupełnie inaczej. Skandynawia ma swoje sposoby na celebrowanie białego puchu – wszak w ich stronach bywa częściej i pobudza wyobraźnię.

Historia niesfornej Madiki zaczyna się beztrosko: zabawą, śnieżkami z tatą, radosnym łobuziakowaniem. W toku opowieści fabuła ewoluuje w inną stronę – oto buńczuczna dziewczynka, Madika, która niczego się nie boi, wskakuje na płozy sań dla draki i zabawy. Także, by pokazać chłopcu z sąsiedztwa, że dziewczynki też potrafią nieźle broić. Sprawa komplikuje się, gdy zostaje sama w głębokim zimowym lesie, a przyjemny śnieg może oznaczać coś niebezpiecznego. Zakończenie historii jest rodzinne i ciepłe, a w tle przebija delikatna, ledwo wyczuwalna, ale jednak obecna przestroga, że z prawdziwą zimą nie ma żartów.

Lindgren z wrodzoną sobie powagą nakreśla emocje głównej bohaterki, a te z kolei mocno wpływają na czytelników. Książka koniecznie do czytania pod puchową kołdrą, w bezpiecznych objęciach rodzica. Za fantastyczne ilustracje odpowiedzialna jest Ilon Wikland, dobra znajoma Astrid, która zobrazowała wiele tytułów tej poczytnej autorki. Artystka kilka dni temu została uhonorowana ustanowioną w 2018 r. nagrodą Szwedzkiego Stowarzyszenia Wydawców za całokształt twórczości – jako pierwsza laureatka tego wyróżnienia.

Reksio. Zimowa przygoda.jpg

Maria Szarf
Reksio. Zimowa przygoda
Wyd. Papilon

Zimowa przygoda to jedna wśród ponad 20-stu pozycji poznańskiego wydawnictwa Publicat, których bohaterem jest kultowa postać polskiej dobranocki. Zgodnie z duchem serii, psiak czuje się zobligowany przybliżyć swoim podwórkowym towarzyszom – kotu, kurom, wronom, Azorowi – zajęcia, którym z przyjemnością, ale i odrobiną zdrowego wysiłku, można się poświecić właśnie w mroźną porę zimową.

Historia jest klarowna, zwierzęta same konstruują narty, sanki, tarczę do celowania śnieżkami, nie od razu wszystko im wychodzi, wszak poddawać się nie należy, a próbować wspólnymi siłami… Trudno. Cieszmy się z tego, co już mamy, po stoicku stwierdza Reksio, gdy przychodzi pogodzić się z tym, że z łyżwami może się jednak nie udać. Akcja nabiera tempa, gdy w zagrodzie pojawia się Adaś, ukochany pan i przyjaciel Reksia. Darowuje pieskowi szalik i zabiera na spacer, na zamarzniętą sadzawkę, a tam… Okaże się, ile warte są tak proste wartości jak przyjaźń i życzliwe podejście wobec bliźnich w biedzie (np. głodnych wron). Tak czy inaczej, bez wielce natrętnego moralizowania, bo to Reksio jak zwykle, wielkodusznie, bierze na siebie część odpowiedzialności, zdrowy rozsądek upomina się o swoje miejsce. Zimowa przygoda, przejrzysta i przyjazna w wielkiej mierze również dzięki niezapomnianej oryginalnej kresce, w sam raz się nada na każdy gorszy nastrój, wątpliwości natury moralno-koleżeńskiej, czy też ukojenie cierpień zbyt niecierpliwego odkrywcy świata.

wesoc582y-ryjek-i-zima.jpg

Wojciech Widłak, Agnieszka Żelewska
Wesoły Ryjek i zima
wyd. Media Rodzina

Wesoły Ryjek – bardzo lubiany dziecięcy bohater to najmłodsza świnka w trzyosobowej rodzinie, tfu! – czteroosobowej, bowiem niezwykle ważne miejsce zajmuje w niej ukochany pluszowy przyjaciel Ryjka, Żółw Przytulanka. Razem z rodzicami ta czasem ciut nieporadna, ale bardzo po dziecięcemu mądra postać odkrywa sekrety świata, każde z krótkich opowiadań wieńcząc zadziwiającą i trafną puentą.

Z niedługich rozdziałów bije rodzinne ciepło, wzajemny szacunek – przede wszystkim dorosłego wobec dziecka. Rodzice Ryjka zawsze pochylają się nad jego pytaniami i razem z nim szukają na nie odpowiedzi, dając mu pierwszeństwo odkrywania i zdobywania doświadczenia. W zimowym tomie pojawiają się motywy zwyklejsze i codzienne, jak odkrywanie zabawy w śnieżki razem z dziadkiem (i jednocześnie dorosłego syna z ojcem) czy wyjazd w góry, gdy śniegu jak na lekarstwo. Są też słowa poświęcone sprawom ważkim i wzniosłym, choć opowiedziane bardzo lekko, bo przecież bez tego malutkiego Dziecka w kołysce nie byłoby żądnych kolęd!.

Ryjka stworzył Wojciech Widłak, literat z najwyższej półki, osobowość, jakich mało. Nie dziwi więc mądrość, która bije z tej książki. Bezpretensjonalna, za to trafiająca prosto w umysł i serce. Zaś uroczo niezdarnego Wesołego Ryjka z drużyną wyczarowała Agnieszka Żelewska, rysunkową stylizacją, widoczną fakturą i kreską świetnie trafiając w humor tych przemiłych opowieści.

zimowe popołudnie (2).JPG

Jorge Lujan, Mandana Sadat
Zimowe popołudnie
wyd. Czerwony Konik

To książka niezwykła, jej ważną treść wyraża zaledwie kilka prostych zdań, resztę zaś dopowiadają kapitalne ilustracje. Jorge Lujan i Mandana Sadat kreują zaczarowany świat maleńkiego miasteczka, w którym wzdłuż jednej ulicy proste domy poustawiane są jak budowane przez dzieci malownicze konstrukcje urbanistyczne. Z kominów unoszą się ku rozgwieżdżonemu niebu delikatne obłoczki dymu, świat powoli robi się coraz bielszy i chłodniejszy – bo owe gwiazdy to też delikatne płatki śniegu. Właśnie w tym miasteczku, w jego centrum, w jednym z domów bije maleńkie serce dziewczynki oczekującej przy oknie na powrót ukochanej mamy. Dziewczynka trwając w tym oczekiwaniu rysuje paluszkiem szlaczki po zamarzniętej szybie, a gdy w świeżo powstałym „okienku” pojawia się postać mamy historia nabiera bardziej symbolicznego i poetyckiego wymiaru.

Urzeka przede wszystkim atmosfera fantastycznie oddana bardzo subtelnymi słowami oraz niemal abstrakcyjną ilustracją. To właśnie obraz staje się kluczem do tej książki, bardzo malarskie i proste jednocześnie środki wyrazu, delikatne gradacje barw i chropowatość faktury tworzą czystą magię. Przepiękna historia o miłości, czułości. Ale bardzo symbolicznie o oczekiwaniu – jakże często obecnym, gdy nadchodzi zima.

Książka jest dwujęzyczna, polsko-angielska. Istnieje także animowana wersja tej historii (https://www.youtube.com/watch?v=iCIsPspWQ90&feature=player_embedded#%21).

O książkach wielojęzycznych przeczytasz tutaj.
mama-mu-na-sankach.jpg
Jujja Wieslander, Sven Nordqvist
Mama Mu na sankach
Wyd. Zakamarki
Jedna z części serii o stoickiej a ciekawej życia krowie i jej cholerycznym przyjacielu, Panu Wronie. Ptak zazwyczaj podchodzi co najmniej sceptycznie do pomysłów przyjaciółki, a to do wybudowania domku na drzewie, a to czytania książek, a to bujania się na huśtawce. Wszakże jego próby torpedowania śmiałych planów parzystokopytnej Mu kończą się zawsze mizernie – tak jest i tym razem.
Wrona nie może nadziwić się, co też przyjemnego może być w spadaniu z sanek (razem z Mu obserwują dzieci gospodarzy, które zanoszą się od śmiechu lądując w śniegu). „Właśnie o to chodzi, żeby zlecieć – odparła Mama Mu. – Super jest zlecieć.” Pesymista ma na to odpowiedź: „No to w takim razie sanki są im zbędne (…) Mogą od razu położyć się w śniegu i zacząć śmiać. Jeśli to ma być takie super.” W cyklu o dwojgu zwierząt, którym, mimo dzielących je różnic, trudno jest żyć z dala od siebie, Mama Mu znajduje sposoby by przekonać niedowiarka do wzięcia udziału w swych projektach, po przejażdżce z górki, co prawda Pana Wronę będzie bolała pupa, ale według Mamy Mu, mimo furczenia i krakania, nie było mu specjalnie z tego powodu przykro. Warto przeczytać przed pierwszą wyprawą żeby zaprawić się przed wątpliwościami jakie czasem ogarniają dorosłych nim zaczną się dobrze bawić.
Basia i Maria

 

ZIMOWO DOMBAJKOWO – CZ. 3